Mam na imię Justyna i mam 29 lat. Mam wspaniałą córeczkę, którą kocham nad życie i bardzo pragnę wychować.
Moje życie może i nie było „usłane różami” ale byłam szczęśliwa ponieważ miałam wtedy wszytko co do tego szczęścia potrzebowałam – zdrowie.
W 2012 r. moje życie wywróciło sie do góry nogami, jednak postanowiłam walczyć z całych sił z chorobą i nigdy się nie poddawać.
W październiku 2012 r. wykryto u mnie ogromnego guza obejmującego kość krzyżową w dodatku wchodzącego do miednicy mniejszej. Życie zawaliło mi się momentalnie. Nie potrafię opisać emocji, jakich doznałam po otrzymaniu wyników ale już wtedy wiedziałam, że moje życie nigdy nie będzie już takie samo…
Guz ten to niezwykle rzadki typ nowotworu, który w dodatku był bardzo niekorzystnie usytuowany. Wywodził się z rdzenia kręgowego obejmując wszystkie nerwy znajdujące się w kości krzyżowej.
Pierwszą operację przeszłam w listopadzie 2012 r. Niestety wycięto jedynie część guza, który rok później podwoił swoją objętość niszcząc całą strukturę kości krzyżowej. Szukaliśmy pomocy wszędzie, Warszawa, Łódź, Bydgoszcz, Konin, Poznań, Gliwice, Piekary Śląskie. Wszędzie najlepsi specjaliści i najlepsze Ośrodki Onkologiczne. Niektórzy konsultujący mnie lekarze odradzali operację inni proponowali wycięcie nowotworu łącznie z nerwami co jednoznaczne było z posadzeniem mnie na wózek inwalidzki. Szukałam dalej. Mój stan pogarszał się, nie mogłam już praktycznie chodzić. Pomocy szukaliśmy również poza granicami naszego kraju. Koszty jednak były ogromne a i tak nie dawano mi pewności, że będę chodzić.
W końcu trafiłam na lekarza który miał bogate doświadczenie w tej dziedzinie i podjął się tego wyzwania z optymistycznym nastawieniem. W kwietniu 2014 r. przeszłam dwie skomplikowane operacje. Pierwsza trwała prawie 18h, druga tydzień później niecałe 4 godziny. Usunięto mi całą kość krzyżową i guziczną którą zastąpiono implantem. Część nerwów udało się uratować :) W szpitalu spędziłam dwa miesiące, powoli wstając na nogi. Z czasem zaczęłam samodzielnie chodzić, co jest ogromnym sukcesem.
Nie jestem jeszcze w pełni sprawna, ciągle doskwiera mi ból, który znacznie mnie ogranicza. W przyszłym roku najprawdobopodobniej czeka mnie jeszcze jedna operacja. Wierzę, że to wszystko co dobre z czasem się odbuduje. Jednak do tego potrzebna jest ciągła rehabilitacja, dalsze badania, leczenie.
W związku z powyższym będę wdzięczna za każdą pomoc i okazane wsparcie.
Justyna
Fundacja Bread of life
ul.Sródmiejska 24a
62-800 Kalisz
wbk 40 1090 1346 0000 0001 1420 0591 z dopiskiem dla Justyny Wyrębksiej
Podaruj Nam 1% mocy, tak abyśmy wspólnie razem zmieniali Nasze otoczenie.