Jestem Hania. Mam 3,5 roku i bardzo lubię Dorę, małą podróżniczkę i tak jak
ona uwielbiam wycieczki. Od półtora roku, często jeżdżę do szpitala w
Poznaniu, ale tych wycieczek jednak nie lubię. Wszystko przez raka.
Wkrótce po moich 2 urodzinach okazało się, że mam guza w nadnerczu.
Operacja odbyła się bardzo szybko, lekarze guza wycięli, ale na tym się nie
skończyło. Mama bardzo płakała, bo powiedziano jej, że to nowotwór III
stopnia złośliwości, więc mi też było smutno.
Zaczęła się chemioterapia, bardzo często jeździłam z rodzicami do
szpitala: czasem tylko na jeden dzień, a czasem na miesiąc. Pielęgniarki
podłączały mi dużo rurek i często kłuły igłami. Buntowałam się trochę,
byłam dzielna, bo mama zawsze była ze mną. Pewnego dnia zaczęły mi wypadać
włosy, było to nawet zabawne. Mogłam wziąć je w garść i połaskotać się w
gołą stopę. Po trzech dniach byłam już łysiutka, zupełnie jak inne dzieci
na oddziale. Wszyscy naokoło mnie, także w domu zaczęli nosić maski na
twarzy, a ja chciałam, żeby tata dał mi buziaka. Przez pewien czas nikt nie
mógł nas odwiedzić, patrzyłam tylko na ciocie i wujków robiących głupie
miny za oknem okno. Nie rozumiałam, dlaczego nie mogę wyjść na spacer, była
taka piękna wiosna.
Któregoś razu do Poznania pojechała ze mną babcia, bo u mamy w brzuchu był
mój braciszek, który chciał za szybko do mnie wyjść i dlatego mama
pojechała do innego szpitala. Teraz to babcia spała na podłodze koło łóżka,
albo tata, który jeździł między dwoma szpitalami. Po dwóch miesiącach,
rodzice przywieźli do domu mojego maleńkiego braciszka Franka.
Po chemii kroplówkowej zaczęła się chemia tabletkowa, która trwa do dziś.
Grzecznie wszystko łykałam, ale mój brzuszek nie radził sobie z
przyjmowaniem 10 tabletek dwa razy dziennie, więc założono mi PEG. To taka
rurka w brzuszku, przez którą mama i tata podają strzykawkami sproszkowane
duże tabletki. Nazywamy ją Pegi, mówię, że to moja przyjaciółka, która
zawsze ze mną jest i czasem trzeba ją nakarmić. Gdy tańczę lub skaczę muszę
uważać, żeby nie zahaczyć o tę rurkę.
Nadal często jeżdżę do szpitala, badają mnie tam endokrynolodzy i
onkolodzy. Polubiłam panie pielęgniarki, doktorów i inne dzieci. Moją
ulubioną zabawą jest „w lekarza”. Wszystkich badam, robię zastrzyki i
podłączam kroplówki. Jak są grzeczni dostają kolorową naklejkę „Dzielny
pacjent”. Najbardziej na świecie chciałabym być już zupełnie zdrowa i jak
inne dzieci chodzić do przedszkola.